wtorek, 29 listopada 2016

BEGLOSSY GIRL'S NIGHT OUT WITH ZMALOWANA

Cześć!

Dziś przychodzę do Was   już penie jako jedna z ostatnich osób z pudełeczkiem BeGlossy. Wiem, że trochę późno, ale  potrzebowałam trochę czasu aby ochłonąć i spojrzeć na BeGlossy z dystansu. Listopadowa edycja wzbudziła tyle skrajnych emocji, że chciałam utwierdzić się w swoich odczuciach. W związku z  tym, że jest to moje pierwsze pudełko jakie zamówiłam postanowiłam podzielić się moimi wrażeniami na ten temat, co mnie zaskoczyło, co rozczarowało i jakie miałam trudności z zamówieniem. Jesli jesteście ciekawi  moich wrażeń jako osoby zaczynającej przygodę z BeGlossy i nie macie jeszcze dosyć tego tematu zapraszam do dalszego czytania:) .


Jak już pewnie wiecie, edycję Girl's Night Out współtworzyła Zmalowana czyli Marta Parciak tegoroczna zdobywczyni tytułu Mistrzyni Makijażu, a także znana YouTuberka. Mówiąc szczerze to właśnie było głównym powodem, że zdecydowałam się zamówić to pudełko. Już parę razy zastanawiałam się nad zamówieniem, ale albo rezygnowałam po zobaczeniu zawartości , albo już było za późno bo wszystkie pudełka się wyprzedały. Tym razem postanowiłam zamówić i to w ciemno, za nim jeszcze było wiadomo co jest w pudełku. Z zamówieniem miałam taki problem, że chcąc zamówić jedno pudełko i zapłacić kartą, wyskakiwał mi komunikat o nie takiej metodzie płatności. Postanowiłam więc kupić trzy pudełka, bo wtedy można wybrać metodę za pobraniem (w końcu w przyszłym miesiącu powinno być coś bardziej świątecznego). Do tego za zapisanie się do newslettera dostałam 10% zniżki (cena za 3 pudełka 136,10 zł czyli za jedno ok 45 zł).



Pierwszym zaskoczeniem i lekkim rozczarowaniem były niewielkie wymiary pudełka, zawsze wydawało mi się, że są większe, do tego pudełko wcale nie było kolorowe, tylko miało kolorową  zdejmowaną nakładkę. Jednak wiadomo, że nie pudełko jest najważniejsze, a zawartość. W środku razem z kosmetykami znajdowała się gazetka BeGlossy z opisem kosmetyków i kilkoma innymi informacjami i rabatami.


Czekając na zamówienie, (które szło prawie tydzień) już wiedziałam niestety co będzie w pudełku. Miałam  nie podglądać i mieć niespodziankę, ale doszły mnie słuchy o kiepskiej zawartości pudełka więc sprawdziłam. 

Najbardziej ucieszył mnie peeling kawowy Body Boom i tu kolejne rozczarowanie bo miałam nadzieję, że  będzie to większe opakowanie a  okazała się to próbka 30 g.



BODY BOOM Peeling kawowy (30g) - cena 59 zł lub 65 zł za 200g. 
Peeling kawowy, stworzony z naturalnych składników. Zawiera między innymi sól himalajską, brązowy cukier, olejek makadamia, olejek arganowy, olejek migdałowy, czy też czekoladę.

Mimo, że jest to próbka ucieszyłam się z tego produktu, do tego dostałam mój ulubiony zapach mango. Bardzo dużo słyszałam o tej marce, a tym bardziej o ich peelingach. Tak wiele osób je zachwala i cieszę się, że teraz i ja będę mogła spróbować jego mocy. Pachnie obłędnie i nie mogę doczekać się, aż pierwszy raz użyję go w kąpieli. Gdyby to była miniatura o zawartości chociaż 100 g., a nie na jedno użycie pudełko było by całkiem w porządku.


Kolejnym kosmetykiem, którego wielkość mnie rozczarowała jest rozświetlacz i bronzer Manna Kadar Cosmetics. Na początku myślałam, że są to cienie do powiek, później jednak okazało się, że nie. Jeszcze większym zaskoczeniem okazał się fakt, że nie jest to próbka a produkt pełnowymiarowy.


MANNA KADAR COSMETICS rozświetlacz i bronzer (3 g) - cena około 80,00 zł produkt pełnowymiarowy. 
Dzięki temu produktowi osiągniesz efekt skóry "muśniętej słońcem", nawet w zimowe dni, a jednocześnie rozświetlisz te partie twarzy, które powinny być jaśniejsze. 

Zamawiając pudełko spodziewałam się kolorówki, wiedząc kto przyczynił się do jego stworzenia. Jednak zaskoczył mnie wybór marki o której nigdy nie słyszałam, nawet od Zmalowanej. Produkt na stronie producenta kosztuje 21 $, czyli rzeczywiście nie tanio. Kosmetyk jednak w ogóle nie wygląda na droższy produkt, opakowanie jest zrobione z kiepskiej jakoiści plkastkiu a całość wygląda jak tanie cienie z bazarku. 
Jeśli chodzi o pigmentację , to bronzer ma całkiem dobrą, ale jako bronzer się nie nadaje i posłuży jako cień do powiek. Rozświetlacz pigmentację ma słabą, co dla niektórych może być plusem, bo daje bardzo delikatny dzienny efekt. Ja wolę jednak mocniejszy efekt rozświetlenia i produkty o lepszej pigmentacji którą mogę stopniować.


Dla porównania pokaże Wam pigmentację taniego (ok 15 zł) rozświetlacza z My Secret Princess Dream i sami oceńcie, jak wypadł przy nim drogi produkt za ok 80 zł.

Po lewej Manna Kadar po prawej My Secret.


Po lewej My Secret, po prawej Manna Kadar
Podsumowując, jest to dla mnie produkt w ogóle nie wart tej ceny.  Ani jakość ani opakowanie specjalnie nie zachwyca,   nigdy bym nawet nie zwróciła na niego swojej uwagi.


GOLDEN ROSE SHEER SHINE STYLO LIPSTICK (3g) - cena 14,90 zł produkt pełnowymiarowy
To pomadka o wyjątkowo miękkiej strukturze, zapewniając transparentne i połyskujące wykończenie - idealna dla miłośniczek delikatnie rozświetlonych ust. Jej lekka formuła została wzbogacona o olej arganowy i witaminę E, dzięki czemu doskonale się rozprowadza i pielęgnuje usta, poprawiając ich kondycję.

Markę Golden Rose znam doskonale i cieszę się, że padło na nią. Świetne jakościowo kosmetyki w przystępnych dla każdego cenach. Marta wybrała 10 odcieni pomadek, z serii Sheer Shine. Są to pomadki o wykończeniu półtransparentnym dają więc na ustach dość subtelny, aczkolwiek nadal widoczny efekt. Niestety trafiłam na odcień krwistej czerwieni, której fanką nie jestem. 


Kolor na ustach nie wygląda już tak mocno co dla mnie jest akurat plusem, jednak przy takim wykończeniu boję się, że będzie mi on spływał i zabarwiał  zęby. Ogólnie pomadka jest ok i będę ją używać, a do tej pory nie miałam pomadki z tej serii, więc cieszę się że przetestuję coś nowego.


YVES ROCHER KREM NAWILŻAJĄCO - ŁAGODZĄCY (10ml) - cena 42,99 zł za 50 ml

YVES ROCHER ŁAGODZĄCY PŁYN MICELARNY 2W1 ( 50 ml)  - cena 29,90 zł za 200 ml.
Sensitive Vegetale to odpowiedź na potrzeby wrażliwej cery. Marka odkryła wyjątkową moc liści Sigesbeckia Orientalis, który działa na skórę jak okład, łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia oraz redukuje uczucie napięcia i rozgrzania.

Krem i micel, które znalazły się w beGlossy to linia Sensitive Vegetal, której nie znam, więc chętnie ją sprawdzę. Pewnie je wezmę ze sobą na jakiś weekendowy wyjazd. Szkoda tylko, że nie są to pełnowymiarowe produkty, bo z tego co słyszałam niedawno, marka Yves Rocher rozdawała takie zestawy przy zapisaniu się do kubu. 


CLINIQUE SMART CUSTOM - REPAIR EYE TREATMENT (1 ml, prezent)  - cena 225 zł za 15 ml
Dzięki zaawansowanej formule, kosmetyk wyraźnie rozświetla i ujędrnia skórę pod oczami oraz wygładza zmarszczki i kurze łapki. Dodatkowym atutem kremu jest "zastrzyk" nawilżenia, który odbudowuje odwodnioną skórę, narażoną na uszkodzenia. 

Fajnie, że BeGLOSSY daje nam możliwość wypróbowania tak drogiego kremu, ale jest to zbyt mała próbka aby cokolwiek można było stwierdzić po jej użyciu  i kojarzy mi się z darmowymi próbkami dodawanymi do gazet.


Podsumowując, mimo, że wszystkie kosmetyki wykorzystam i się nie zmarnują spodziewałam się czegoś lepszego.  Myślałam, że Marta wybierze same perełki i może będzie jakiś tusz lub cień do powiek ze znanej firmy. Miałam też nadzieję na większą ilość produktów pełnowartościowych. Duo  bronzer, rozświetlacz nie robi na mnie żadnego wrażenia, pomadka super, ale nie trafiona z kolorem. Dwie próbki kosmetyków do pielęgnacji i saszetka jako prezent? Najbardziej  ucieszył mnie peeling do ciała, ale też jest to produkt tylko na jedno użycie. Chciałam niespodzianki i możliwości wypróbowania czegoś nowego i to częściowo się udało, bo wszystkie kosmetyki są dla mnie nowością. Przede mną jeszcze dwa pudełka, mam nadzieję, że będą lepsze. 


A co Wy sądzicie na temat zawartości pudełka BeGlossy i co w ogóle sądzicie o tego typu pudełkach. Dajcie znać czekam na Wasze komentarze.

Pozdrawiam:)






środa, 23 listopada 2016

BELL WANTED DŁUGOTRWAŁE CIENIE W KREMIE - RECENZJA I PORÓWNANIE DO MAYBELLINE I INGLOT

Cześć!

Chyba już większość z nas wie, że w Biedronce jest szafa Bell gdzie czeka na nas wiele kosmetycznych dobroci. Od niedawna można tam znaleźć najnowszą edycję limitowaną długotrwałych cieni w kremie Bell Wanted. Cienie te do złudzenia przypominają Cienie Color Tattoo od Maybelline, a także co niedawno odkryłam jeden z cieni jest bardzo podobny do konturówki do brwi w żelu Inglota. Jeśli jesteście ciekawi co o nich sądzę i jak się sprawują w porównaniu do  produktów od Maybelline i Inglot, zapraszam do dalszego czytania:)



OPIS PRODUCENTA:

Trwałe, odporne na ścieranie cienie. Kremowa konsystencja pozwala na precyzyjną aplikację zarówno palcem, jak i pędzelkiem. Malowanie nimi to sama przyjemność. Klasyczne odcienie w matowym wydaniu nadadzą twojemu spojrzeniu tajemniczości, a makijażowi – klasy.


MOJA OPINIA:

Cienie dostępne są w 4 kolorach, ja wybrałam No: 03 (chłodny brąz) i No: 04 (przybrudzony beżo-róż).


Po lewej  No;03 , po prawej No:04
Po lewej No;04 , po prawej No:03
Kosmetyk zamknięty jest w szklanym zakręcanym słoiczku i który mieści podobno 24 gramy produktu (niestety nie ma informacji na opakowaniu). Po otwarciu produkt jest zdatny do użycia standardowo przez 12 miesięcy. W środku cień ma dodatkowo plastikową osłonkę mającą zapobiegać wyschnięciu produktu. Konsystencja cienia jest dość gęsta, ale kremowa dzięki czemu łatwo się rozprowadza. Cienie mają bardzo dobrą pigmentację, świetnie kryją już po nałożeniu jednej warstwy. Jedynym problemem może być to, że cienie dość szybko zastygają na całkowity mat więc trzeba je szybko aplikować na powiekę, najlepiej palcem. Potem podobnie jak przy cieniach Color Tattoo ciężko je zmyć. Są trwałe, nie zbierają się w załamaniach powiek, mogą świetnie się sprawdzić solo, albo jako baza pod inne cienie. Cień No:04 najczęściej stosuję jako bazę pod cienie lub samodzielnie, jest on trochę ciemniejszy, ale zbliżony w odcieniu do Color Tattoo Creamy Mattes nr 91 Creme De Rose, a odcień No:03 jest podobny (choć nie tak szary) do Color Tattoo Nr 40 Permanent Taupe.  
Od lewej Color Tattoo nr 91, Bell No: 04, Bell No:03, Color Tattoo nr 40. 
Cienie  Bell Wanted w konsytencji i trwałości są bardzo podobne do cieni Color Tattoo  z serii Creamy Mattes  (jednak Color Tattoo są większe bo mają aż 53 gramy). Nie wiem jednak jak będą się sprawować za jakiś czas jak trochę podeschną. Cienie z Maybelline Creamy Mattes  mam już ponad rok i nadal świetnie się sprawdzają (pisałam o nich w tamtym roku tutaj).  Kolor nr. 40 Permanent Taupe, jest ze starszej serii i niestety jest bardziej suchy i mniej kremowy, więc jak szukacie lepszego i tańszego jego zamiennika to myślę, że śmiało możecie sięgnąć po cienie z Bell (jeśli szukacie bardziej szarego odcienia to  zobaczcie odcień No:01).



Cień w kolorze No:03 świetnie się sprawdza jako pomada do brwi, do tego ma idealny kolor nie za szary ani nie za ciepły. Porównując go do Color Tattoo pomyślałam, że zobaczę czy jest podobny do mojej ulubionej konturówki do brwi w żelu Inglot nr 12 i ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że kolor jest prawie identyczny.

Po lewej Bell Wanted No:03, po prawej Inglot nr 12.

Po lewej Bell Wanted No:03, po prawej Inglot nr 12.

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym cieniem jako pomadą do brwi, nie dosyć, że jest prawie w tym samym kolorze (na brwiach w ogóle nie widać różnicy) co pomada nr 12 z Inglota, to do tego cień z Bell jest dużo większy niż Inglot (który ma tylko 2 gramy), a także bardziej trwały, bo wodoodporny, co widać w moim teście poniżej. 

Po lewej Bell Wanted No:03, po prawej Inglot nr 12.
Poniżej cień Bell i pomada Inglot po 6-krotnym przetarciu mokrym wacikiem.

Po lewej Bell Wanted No:03, po prawej Inglot nr 12.
Podsumowując mamy tu świetny produkt za ok 8 zł. Oba cienie sprawują się super i szkoda, że jest to limitowana edycja. Do tego kolor No:03 sprawdza się nie tylko jako cień, ale też jako pomada do brwi. Do tego jakością dorównuje ,a nawet jeśli chodzi o trwałość przebija Inglota. Ciężko mi ocenić jak te kosmetyki będą się zachowywać po paru miesiącach, na chwilę obecną jestem nimi zachwycona i gorąco polecam. 

Dajcie znać co o nich sądzicie.? Jak macie dwa pozostałe odcienie to dajcie znać jak się sprawują? Jestem bardzo ciekawa waszych opinii. 



Pozdrawiam:)




poniedziałek, 21 listopada 2016

ESSENCE CAMOUFLAGE 2 IN 1 MAKE-UP&CONCEALER - RECENZJA

Cześć!

Dziś chcę Wam zaprezentować podkład Camouflage 2in1 Make-Up&Concealer od firmy Essence, który jak sama nazwa wskazuje stanowi połączenie fluidu oraz korektora. Kupiłam go, bo słyszałam, że może stanowić alternatywę dla rozchwytywanego podkładu z rodzimej firmy Catrice HD Covarage Foundation. Podkładu z Catrice do dzisiaj jeszcze nie udało mi się zdobyć, więc nie zrobię porównania, za to podkład z Essence udało mi się kupić na promocji -40% i kosztował naprawdę grosze, bo jego standardowa cena to ok 16-17 zł. Jeśli jesteście ciekawi jak sprawuje się tańszy zamiennik najbardziej rozchwytywanego ostatnio podkładu to zapraszam do dalszej części posta:).




OPIS PRODUCENTA: 

Produkt 2w1 łączy w sobie to co najlepsze w podkładzie i korektorze: ukrywa wszystkie niedoskonałości i nadaje cerze matowe, doskonałe wykończenie makijażu. trwały i mocno napigmentowany produkt o kremowej formule pozwala na łatwą aplikację, nie pozostawiając efektu maski. mocno kryje.
Kolory : 10 ivory beige, 20 nude beige, 30 honey beige

SKŁAD:
AQUA (WATER), CYCLOPENTASILOXANE, ISODODECANE, TALC, PROPYLENE GLYCOL, HYDROGENATED POLYDECENE, BORON NITRIDE, SYNTHETIC FLUORPHLOGOPITE, CETYL PEG/PPG-10/1 DIMETHICONE, HEXYL LAURATE, POLYGLYCERYL-4 ISOSTEARATE, HYDROLYZED CAESALPINIA SPINOSA GUM, SODIUM HYALURONATE, CAESALPINIA SPINOSA GUM, ACRYLATES COPOLYMER, MAGNESIUM SULFATE, LAURYL PEG/PPG-18/18 METHICONE, GLYCERIN, TRIETHOXYCAPRYLYLSILANE, ASCORBYL PALMITATE, ALCOHOL DENAT., ETHYLHEXYLGLYCERIN, PPG-2-DECETH-30, SODIUM LAURETH SULFATE, ALUMINA, PHENOXYETHANOL, SODIUM DEHYDROACETATE, CI 77491 (IRON OXIDES), CI 77492 (IRON OXIDES), CI 77499 (IRON OXIDES), CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE).


MOJA OPINIA:

Podkład został umieszczony w tradycyjnej wygodnej i poręcznej miękkiej tubce, która ma wygodny aplikator, dzięki któremu możemy nałożyć tyle podkładu ile potrzebujemy.
Posiadam odcień 20 nude beige, jest to drugi po najjaśniejszym kolorze. Nie kupiłam koloru 10, bo wydawał mi się za jasny, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że podkład po chwili ciemnieje. Podkład ma odcień ładnego beżu wpadającego w żółte tony. 
Essence Camouflage odcień 20 nude beige
Co do jego ciemnienia, to bardziej jest one widoczne na ręku, gdzie najczęściej nakładamy punktowo grubszą warstwę podkładu niż na twarzy gdzie jest równomiernie roztarty. Jednak trzeba wziąć to pod uwagę, że podkład będzie co najmniej o pół do jednego tonu ciemniejszy.
Podkład od razu po nałożeniu  i chwilę później po ściemnieniu odcień 20 nude beige

Podkład ma delikatny prawie niewyczuwalny zapach kremową konsystencję (nie spływa z ręki), przyjemnie i gładko się go nakłada. Mimo gęstszej konsystencji na twarzy jest dość lekki i nie tworzy efektu maski. Ma dość dobre krycie, już jedna warstwa spokojnie wystarcza na przykrycie lekkich przebarwień czy niedoskonałości.
Trwałość podkładu jest bardzo dobra, utrwalony pudrem utrzymuje się na skórze znacznie dłużej, niż niejeden droższy podkład, z tzw. wyższej półki. U mnie bez świecenia i poprawek wytrzymał ok 5 -6 godz. co jest przy mojej mieszanej cerze, z tłustą strefą T bardzo dobrym wynikiem. Podkład  może delikatnie wchodzić w zmarszczki, ale za to nie podkreśla rozszerzonych porów i wygląda bardzo naturalnie.

Na koniec  przedstawiam Wam porównanie odcienia 20 nude beige Essence do dwóch znanych podkładów Bourjois Healthy Mix nr 51 Light vanilla i Loreal True Match 2N Vanilla.

1Loreal True Match 2N Vanilla, 2. Essence Camouflage 20 nude beige, 3. Bourjois Healthy Mix nr 51 Light vanilla
Podsumowując jestem mile zaskoczona, że marka Essence, posiada tak dobry i tani kosmetyk, o świetnych właściwościach i skutecznym działaniu. Jest to mój pierwszy podkład z tej firmy, jakoś wcześniej unikałam podkładów Essence sądząc, że skierowane są głównie do nastolatków. Podkład świetnie się trzyma prawie cały dzień, wygląda ładnie na skórze. Jest to chyba najlepszy podkład w tym przedziale cenowym, jaki miałam. Jedyny minus to, że lekko może wchodzić w zmarszczki i trochę ciemnieje, ale kolory są dość jasne i nawet kolor 20 nie jest dla mnie zbyt ciemny, ładnie się stopił z cerą. Dodatkowym plusem jest też fakt, że jest to podkład wyprodukowany u nas w kraju. Sądzę, że rzeczywiście może on być świetnym tańszym zamiennikiem podkładu CATRICE - HD Covarage Foundation, który z tego co słyszałam ma podobne właściwości. 

Dajcie znać co myślicie o tym podkładzie, czy go już znacie. 
Pozdrawiam:)

środa, 16 listopada 2016

NOWOŚCI OD WIBO I LOVELY - RÓŻE, BRONZERY I ROZŚWIETLACZE.

Cześć !

Dzisiaj zapraszam Was na przegląd kilku nowych kosmetyków do makijażu twarzy z Wibo i Lovely. Wszystkie te kosmetyki kupiłam na ostatnich promocjach w Rossmannie, więc już miałam trochę czasu aby je przetestować i mam już o nich jakieś zdanie. Jeśli jesteście ciekawi co mi się sprawdziło, a co okazało się niewypałem to zapraszam do dalszej części posta:).
kosmetyki, róże, bronzery, rozświetlacze,
  • WIBO, STROBING MAKE UP SHIMMERS KIT - PALETA ROZŚWIETLACZY DO TWARZY
Wibo podążając za modą na strobing wypuściło paletę czterech rozświetlaczy do twarzy. Pomysł jest świetny, choć znów zdajemy sobie sprawę, że już podobny pomysł widzieliśmy u innej marki. Paletka wygląda bardzo elegancko ma lusterko i dołączony pędzelek, zamykana na magnes.



Paleta rozświetlaczy

Znajdziemy w niej 9 gram produktu na co składają się dwa jasne odcienie - chłodny i cieplejszy, a także dwa ciemniejsze - mocno złote i miedziane.

paleta rozświetlaczy

Dwa jasne odcienie są naprawdę ładne, pigmentacja jest bardzo dobra, więc już delikatne muśnięcie pędzlem zapewni efekt odbicia światła i piękną taflę. Nie wiem który z tych kolorów bardziej mi się podoba, najczęściej mieszam oba i uzyskuję idealny efekt. Dwa ciemniejsze kolory jednak w ogóle nie sprawdzają się jako rozświetlacze . Trudno mi sobie wyobrazić karnację przy której będą one wyglądać dobrze. Jeden z nich wpada w odcień starego intensywnego złota, drugi w miedź, są bardzo mocno napigmentowane i pięknie wyglądają na oczach podkreślając niebieską tęczówkę. Można więc powiedzieć, że paletka składa się z dwóch rozświetlaczy i dwóch cieni. Dużym plusem jest to, że wszystkie odcienie dają piękną błyszczącą taflę  bez drobinek.






  • WIBO, RÓŻE ECSTASY
Z róży z nowej serii Wibo Ecstasy posiadam dwa kolory, nr 1 i nr 2 są one mocno zainspirowane kultowym różem Naras "Orgasm". Posiadają solidne opakowanie z porządnego plastiku z lusterkiem, które zawiera 4,5 grama produktu.


Jedynka ma piękny różowo-złoty kolor nawiązujący do wspomnianego różu Orgasm, a dwójka to ciemny brudny róż z delikatnymi drobinkami, których nie widać na skórze. Róż nr 1 jest dość twardy, ale dobrze czepia się pędzla i łatwo aplikuje się na skórze. Róz daje delikatny kolor, będzie świetny dla wszystkich, bo nie zrobimy sobie nim krzywdy. Podobny kolor ma róż z Lovely OH-OH Blusher, jest on jednak dużo bardziej napigmentowany i bardziej łososiwy z większą domieszką złota.




Osobiście bardziej wolę ten róż z Wibo, bo jest delikatniejszy i bardziej pasuje do jasnej karnacji. Jego słabsza pigmentacja przy tym kolorze jest dla mnie dużym plusem. Jeśli jednak macie ciemniejszą karnację, to może lepiej pokusić się o ten róż z Lovely, bo daje również cudny efekt, a pigmentacja jest świetna.


Po lewej Lovely Oh-Oh , po prawej Wibo Ecstasy nr 1.

Róż nr 2 jest to zupełnie inny  rodzaj różu, matowy z lekkimi drobinkami dużo lepiej napigmentowany i trzeba z nim uważać i delikatnie go nakładać, bo można przesadzić. Kolor jest dość ciemny, ale delikatnie nałożony pasuje nawet do jasnej karnacji. Mi ten kolor kojarzy się z jesienią i chętnie go ostatnio używam.


Po lewej Ecstasy nr 2, po prawej Ecstasy nr 1. 

  • WIBO, MATTE MIX BRONZER - MATOWY MIKS BRONZERÓW DO TWARZY

Bronzer (10 g) znajduje się w plastikowej kasetce z przezroczystym wieczkiem. Opakowanie może nie powala, ale zamknięcie jest dość solidne. Bronzer jest wypiekany i jak sama nazwa wskazuje, matowy.



Składa się z pięciu pasków w różnych odcieniach - od góry: jasny beż, trzy odcienie brązu (ciemny, średni, jasny), a na końcu beż wpadający w róż. Bronzer na pewno zachwyca pigmentacją - trzeba więc ostrożnie go nakładać, aby nie uzyskać zbyt mocnego efektu. Na początku nie mogłam się do niego przekonać, jednak okazało się, że łatwo się rozciera i nawet jak zrobimy sobie zbyt mocną plamę koloru, bez trudu uda się to poprawić. Jedyny minus to trochę za ciepły odcień, sądzę że bardziej sprawdzi się latem, gdy skóra złapie trochę słońca. Świetnie też się sprawdzi na różnego rodzaju wyjazdach, gdyż może też pełnić funkcję cieni do powiek, co się przyda gdy chcemy zminimalizować ilość kosmetyków w bagażu do minimum:).





  • LOVELY, SZTYFT  FOREVER SHINE I CHIC CHEEKS
Na koniec dwie nowości od Lovely czyli kosmetyki do których mam mieszane uczucia. Jest to róż i rozświetlacz w formie kredki.


Zarówno róż, jak i rozświetlacz mają przyjemną, lekko masełkowatą konsystencję, więc łatwo je nałożyć na skórę i rozetrzeć. Rozświetlacz tworzy piękną taflę, jest chłodny i niestety ma drobinki, które trochę mi przeszkadzają. Drobinki są małe ale jednak widoczne. Róż ma cudowny kolor - ciepłego różu z delikatną złotą poświatą (również coś a'la Orgasm). Na początku byłam zachwycona tymi produktami. Jednak po czasie zauważyłam, że róż jest dość nietrwały i po 2-3 godz. zamiast pięknego koloru zostają tylko złote drobinki, podobnie się dzieje z rozświetlaczem.



Może to wina mojej mieszanej cery i na suchej lepiej się sprawdzi. Ogólne obie kredki mają za dużo drobinek i raczej nie da rady użyć ich obu na raz. Jeśli macie skórę suchą,  szarą  i pozbawioną blasku, może to będzie produkt dla Was, jeśli jednak unikacie drobinek w makijażu to nie polecam.





To tyle jeśli chodzi o moje nowości do makijażu twarzy z Wibo i Lovely. O nowościach do ust z Lovely możecie poczytać tutaj.  Podsumowując uważam, że marki Wibo i Lovely coraz częściej zaskakują nas świetnej jakości kosmetykami za przystępną cenę. Mimo iż często te kosmetyki są wzorowane na dużo droższych markach, mi to nie przeszkadza, a nawet miło gdy opakowanie cieszy oko a nie wydało się na kosmetyk fortuny. Najbardziej jestem zadowolona z róży Ecstasy i paletki rozświetlaczy  Strobing Make Up Shimmers Kit. 

Dajcie znać czy macie te kosmetyki i czy Wasze zdanie na ich temat jest podobne  do mojego, czy może wręcz przeciwnie.

Pozdrawiam :)




poniedziałek, 7 listopada 2016

ZESTAW DO MAKIJAŻU UST LOVELY K-LIPS - recenzja + swatche

Cześć!

Dziś przychodzę dla Was z recenzją produktu, który budzi kontrowersje a jednocześnie kusi do zakupu. Mowa oczywiście o najnowszych zestawach do makijażu ust K-Lips od Lovely, zawierających matową pomadkę w płynie oraz konturówkę. Zestawy te są mocno zainspirowane produktami od Kylie Jener. Mi to osobiście jakoś bardzo nie przeszkadza, inspiracja nawet mocna nie jest typową podróbką (jak podróbki z chińskich sklepów), gdyż dobrze wiem jakiej firmy produkt kupuję. Dzięki temu każda z nas może sobie pozwolić na kosmetyk, który wygląda ładnie a nawet często luksusowo. 

Jeśli jesteście ciekawe, co myślę o produkcie i jak mi się sprawdził i czy znalazłam podobne kolory w innych firmach zapraszam do dalszej części posta :)



OPIS PRODUCENTA I SKŁAD:

"Zestaw do wykonania makijażu ust. Zawiera płynną pomadkę o matowym wykończeniu i konturówkę do ust w tym samym kolorze".

Konturówka:
Cera Alba, Petrolatum, Ricinus Communis Oil, Cera Carnauba, Ozokerite, Phenoxyethanol, Sorbic Acid, [+/-]: CI 77891, CI 77491, CI 77492, CI 15850, CI 77499, CI 15985.

Pomadka:
Isododecane, Trimethylsiloxysilicate, Mica, Silica, Hydrogenated Polydecene, Polysilicone-11, Nylon-12, Isononyl Isononanoate, Polyhydroxystearic Acid, Laureth-12, Propylene Carbonate, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, [+/-]: CI 77891, CI 77499, CI 77492, CI 77491, CI 15850, CI 42090.

Zestaw jest w 5 kolorach :
1. Sweety
2 .Pink Poison
3. Milky Brown
4. Neutral Beauty
5. Lovely Lips


MOJA OPINIA:


Zacznijmy od opakowania, jest to ładne kartonowe pudełeczko, w kobiecych kolorach przyciągające wzrok. W środku znajdziemy matową pomadkę i konturówkę, która też jest matowa. Plus za to, że odcienie pomadek jak i konturówek są identyczne. Zestaw mam w trzech kolorach, najpierw kupiłam kolor nr 1 Sweety, a potem dokupiłam jeszcze nr 2 Pink Poison i nr 4 Neutral Beauty.

1 Sweety2 Pink Poison, 4 Neutral Beauty.


Jeśli chodzi o konturówkę, jest ona idealnej twardości, ani nie za miękka ani nie za twarda.
Nie sprawia żadnej trudności w użytkowaniu. Bardzo łatwo i szybko można nią obrysować oraz wypełnić usta. Produkt stanowi idealne uzupełnienie pomadki, fajnie, że jest w zestawie - nie musimy szukać i dobierać pasującej konturówki.



Pomadka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Posiada ona lekką kremową konsystencję, która gładko i bez żadnego problemu rozprowadza się na ustach. Ma świetną pigmentację i wygodny aplikator. Po nałożeniu po chwili zastyga i zmienia się w całkowity mat. Dzięki tej lekkiej konsystencji jest bardzo komfortowa na ustach, nie tworzy suchej skorupy i nie podkreśla suchych skórek. Jest to jedna z bardziej komfortowych pomadek na ustach jakie miałam (na drugim miejscu zaraz po Bourjois Rouge Edition Velvet). Pomadka po zaschnięciu nie odbija się i nie rozmazuje. Co do trwałości, to jest ona na przyzwoitym poziomie. Pomadki wytrzymują na ustach ok 4 godzin, potem lekko się ścierają, ale równomiernie. Pomadki wytrzymują picie napojów, ale jedzenia nie. Nie zauważyłam by przesuszały usta, po tygodniu używania ich prawie codziennie nic mi się z ustami nie stało, jednak jeśli ktoś ma tendencję do przesuszania to jak każda matowa pomadka może przesuszyć. 



Kolory jakie posiadam:

  • nr 1 Sweety - jest to odcień lekko zgaszonego różu, najchłodniejszy z tych  które posiadam. 



  • nr 2 Pink Poison - jest to odcień różu z lekką domieszką brązu. Nadal jasny choć lekko ciemniejszy i cieplejszy od Sweety.


  • nr 4 Neutral Beauty-  jest to typowy nudziak wpadający w odcień jasnego brązu z leką nutą rudości.  Dla mnie trochę zbyt brązowy, wolałabym żeby miał w sobie trochę chłodniejsze tony.



Dla porównania pokażę Wam podobny kolor z pomadek Bell Moroccan Dream, który według mnie jest odrobinę ładniejszym odcieniem, gdyż ma trochę brzoskwiniowych tonów.
Po lewo K-Lips  nr 4 Neutral Beuty, po prawo Bell Moroccan nr 01.


Na koniec dla porównania przedstawię Wam jeszcze  inne pomadki, które mają podobne kolory do K-Lips nr 1 Sweety i nr 2 Pink Poison. Nie znalazłam  jednak idealnie takich samych odcieni z czego się bardzo cieszę, gdyż żaden kolor mi się nie powtarza. 
Od lewej: 03 Moroccan Dream Bell, 2 Pink Poison Lovely, 1 Sweety Lovely, 05 Vivid Matte Liquid Maybelline, 10 Don't pink of it, Rouge Edition Velvet Bourjois.


Podsumowując uważam zestawy K-lips za bardzo udany kosmetyk i szczerze go polecam. Według mnie cena za jaką można je kupić (19,99zł) jest adekwatna do ich jakości. Połoczęnie matowej pomadki z idealnie pasującą konturówką to bardzo wygodne i praktyczne rozwiązanie. Pomadki dobrze się noszą i są bardzo komfortowe na ustach, co jest ich największym plusem. Najbardziej podobają mi się dwa pierwsze odcienie, ale wiem że i odcień Nautral Beauty też ma wiele zwoleniczek. 

Dajcie znać czy już macie któryś z tych zestawów i co o nich sądzicie?

Pozdrawiam:)