środa, 21 lutego 2018

Makeup Revolution Conceal & Define, Full Coverage Conceal and Contour i Maybelline Instant Anti-Age The Eraser Eye Perfect & Cover - recenzja i porównanie

Cześć!

Dziś czas na porównanie dwóch ostatnio najbardziej popularnych korektorów na rynku w dostępnej cenie. Pierwszy już większości dobrze znany korektor Maybelline Instant Anti-Age The Eraser Eye Perfect & Cover, a drugi to Makeup Revolution Conceal & Define, Full Coverage Conceal and Contour, który zasłynął porównaniem do droższego korektora z Tarte Shape Tape. Jeśli jesteście ciekawi mojej opinii i porównania kolorów jakie posiadam, to zapraszam do dalszej części posta:)



OPIS PRODUKTU:

Maybelline Instant Anti-Age The Eraser Eye Perfect & Cover

Korektor z aplikatorem w formie gąbeczki pozwala na dokładne rozprowadzenie kosmetyku, bez pozostawiania smug. Produkt obecnie dostępny w 9 kolorach. Produkt zapewnia bardzo dobre krycie, jest wielofunkcyjny- nadaje się zarówno pod oczy, jak i na całą twarz. Kosmetyk posiada lekką formułę, nie podkreśla zmarszczek i załamań skóry. W swojej formule zawiera ekstrakt z jagód Goji oraz Haloxyl, które redukują cienie pod oczami, nawilżają tę okolicę i sprawiają, że skóra wygląda zdrowo i promiennie. 
Pojemność: 6,8ml

Makeup Revolution Conceal & Define

Niezwykle lekki korektor w płynie o niesamowitym kryciu. Produkt dostępny aż w 18 odcieniach - chłodnych, ciepłych, neutralnych od bardzo jasnych do bardzo ciemnych. Mocne krycie pozwala na ukrycie wszystkich zmian skórnych, przebarwień, rozszerzonych naczynek, a także cieni pod oczami. Produkt nie uwydatnia zmarszczek, ani porów skóry. 
Produkt jest o przedłużonej trwałości, wytrzyma wiele godzin na skórze. Delikatny aplikator nie podrażnia skóry. Korektor może być również wykorzystywany do konturowania twarzy na mokro. 
Pojemność: 3,4ml


MOJA OPINIA:

Maybelline Instant Anti-Age The Eraser Eye Perfect & Cover

Korektor jest w przezroczystym opakowaniu z gąbeczką. Gąbeczką przyjemnie nakłada się produkt, ale niestety nie jest ona zbyt higieniczna a opakowanie wygląda ładnie tylko na początku. Wolałabym zdecydowanie jakąś formę z aplikatorem w formie  np. dziubka, który można by utrzymać łatwo w czystości. Za to duży plus, że idealnie widać zużycie korektora. 


Korektor ma miękką i kremową konsystencję. Zaaplikowany na skórę dość szybko zastyga i nie wchodzi w zmarszczki. Posiadam dwa kolory Light i Neutralizer. Jak już pisałam Light jest dla mnie za ciemny, ale Neutralizer to idealnie trafiony kolor z żółtymi tonami. Oba odcienie jednak mają te same właściwości. Dobrze się rozprowadzają i wtapiają w skórę. Korektor nie robi smug, ani ciemnych plam. Nie waży się w zmarszczkach mimicznych oraz nie ciemnieje po upływie wielu godzin. Dobrze przykrywa sińce pod oczami a jednocześnie ładnie rozświetla tą okolicę. Moja skóra pod oczami jest już dość wymagająca (mam już 35+) i potrzebuję korektora, który ładnie wszystko przykryje, rozświetli a także nie przesuszy mi tej delikatnej okolicy i nie podkreśli zmarszczek. Ten korektor w pełni spełnia moje wymagania, jego krycie może nie jest 100%, ale jest bardzo dobre i na moje potrzeby wystarcza. 

Makeup Revolution Conceal & Define Full Coverage Conceal and Contour



Jak na markę Makeup Revolution przystało opakowanie produktu dopracowane jest pod każdym względem. Korektor zamknięty jest w plastikowym, solidnym opakowaniu w formie błyszczyka. Dzięki swojej szacie graficznej i pięknej rose gold skuwce ma się wrażenie stosowania korektora z wyższej półki cenowej. Aplikator jest duży, skośnie ścięty z wgłębieniem. Jest to zdecydowanie największy aplikator z jakim dotąd się spotkałam w korektorze. Aplikator jest bardzo przyjemny w stosowaniu i pozwala na lepsze wydobycie odpowiedniej ilości produktu i prostszą aplikację. 



Korektor ma bardzo przyjemną kremową konsystencję. Rozprowadza się na skórze bez problemu i bardzo łatwo rozciera. Posiadam odcień C6, który mimo iż kupiony w ciemno (i dlatego, że tylko ten odcień z jasnych udało mi się dostać:)) okazał się świetnym wyborem. Bałam się, że będzie za ciemny jednak jest wystarczająco jasny i mimo iż nie ma tak żółtych tonów jak Maybelline Neutralizer i jest chłodniejszy, to ma ładny neutralny odcień. 


Korektor jest bardzo mocno kryjący, ale mimo to jego konsystencja nie jest zbyt ciężka. Jednak trzeba z nim uważać i nie przesadzić z ilością, bo wtedy staje się dość widoczny, a okolica oka zaczyna wyglądać na ciężką i zmęczoną. Korektor nie ciemnieje i nie wchodzi w zmarszczki. Jednak wydaje się bardziej suchy, mniej nawilżający niż Maybelline. 


PODSUMOWANIE


Oba korektory mają bardzo dobre właściwości kryjące. Jednak stopniem krycia wygrywa Conceal & Define, który jest najlepiej kryjącym korektorem jaki miałam.  Jeśli chodzi o właściwości nawilżające, to tu wygrywa Instant Anti-Age The Eraser Eye,  który daje przyjemny efekt nawilżenia i ładne rozświetlenie. Sądzę, że dla osób 30+ ten korektor, może się lepiej sprawdzić. Nie wiem czy to będzie widać na zdjęciu, ale na żywo widać różnicę, że po stronie Maybelline skóra pod okiem jest lepiej nawilżona i nie tak sucha

Jeśli chodzi o pojemność i cenę to Conceal & Define kosztuje ok 20 zł za 3,4 ml a Instant Anti-Age ok 40 zł za 6,8 ml, czyli można powiedzieć, że cena jest podobna porównując pojemność obu produktów. Co do dostępnych kolorów to w przypadku Makeup Revolution mamy ich aż 18 z czego spora część ciemnych do konturowania, ale są też bardzo jasne odcienie. Na stronie producenta Maybelline widać, że jest 9 kolorów, jednak w Polsce dostępnych jest chyba 3 lub 4 z czego jak na razie  kolor Neutralizer jest najjaśniejszy. Oba korektory są bardzo dobre, jednak na co dzień wolę korektor Maybelline, który bardziej nawilża  okolicę pod oczami. Jednak jeśli macie mocne sińce i szukacie bardzo dobrego krycia to warto wypróbować korektor od Makeup Revolution. Je będą go używać okazjonalnie, na większy wyjścia, dobrze też się sprawdza do przykrycia różnych niedoskonałości.


Koniecznie dajcie znać czy macie oba te korektory i który wolicie?

Pozdrawiam:)



środa, 14 lutego 2018

ULUBIEŃCY ROKU 2017 - PIELĘGNACJA

Cześć!

Wiem, że przychodzę z tym tematem jako ostatnia, ale chciałam się z Wami podzielić moimi odkryciami kosmetycznymi z pielęgnacji. Są to produkty, które albo już prawie wykończyłam (takie trochę denko), albo mam już kolejne opakowanie. Wszystkie się u mnie świetnie sprawdziły i większość z nich jest łatwo dostępna i nie kosztuje majątku. Uwielbiam wynajdować takie perełki i mam nadzieję, że coś sobie wśród nich wypatrzycie, zapraszam:)


Hada Labo Tokyo, Lotion No. 1 - Super Hydrator, Intensywny nawilżacz skóry

Pierwszy raz miałam do czynienia z takim produktem. Jest to bardzo wodniste serum, które szybko się wchłania Używam go po toniku jako nawilżacz, nawadniacz dla skóry. Jest bardzo wydajny, jedno naciśnięcie pompki daje porcję idealną na jedno zastosowanie, wystarcza na dobre kilka miesięcy. Produkt ma za zadanie zachować odpowiedni poziom nawilżenia skóry. Robi to świetnie, jednak nie nadaje się do używania solo, trzeba nałożyć na niego kremem lub olejek. Produkt wydaje się być hipoalergiczny, nie ma w nim żadnych niepotrzebnych zapachów, barwików, a sam lotion można aplikować nawet pod bardzo wrażliwe oczy. Nie pojawiają się po nim żadne podrażnienia, zaskórniki, czy inne efekty uboczne.

Hada Labo Tokyo, Concentrated Water Serum Lock-In-Moist, Wodne serum na dzień i na noc

Po oczyszczeniu twarzy i nałożeniu lotionu,  idealnie jest  dołączyć do pielęgnacji  to serum. Wystarcza niewielka ilość, aby wklepać w całą twarz. Na tym etapie pielęgnacji już czuję doskonałe nawilżenie skóry – a to przecież czas przed nałożeniem kremu docelowego.  Serum  świetnie nawilża i zabezpiecza przed utratą wilgoci dzięki pozostawieniu filmu, a do tego jest lekkie i nie zapycha skóry. Idealnie sprawdza się rano pod makijaż i wieczorem.

Cała seria  produktów  Hada Labo Tokyu jest świetna i zasługuje na uwagę. Jednak te dwa kosmetyki lotion i serum świetnie wspomagają każdy inny krem.

Mokosh Cosmetics, Firming Serum Orange - Ujędrniające serum pomarańczowe



Olejek znalazłam  w jednym z pudelek BeGlossy i to był jeden z najlepszych kosmetyków jakie tam dostałam. Jest on zamknięty w wygodnej, minimalistycznej szklanej butelce z pipetą, która ułatwia higieniczną aplikację. W składzie znajdziemy trzy oleje: olej arganowy, który neutralizuje wolne rodniki, nawilża i wspomaga skórę, olej z wiesiołka, który przywraca prawidłowy poziom nawilżenia i olej ze słodkich migdałów, który ma działanie regenerujące. Jest on dość tłusty i wolno się wchłania, pozostawia oleistą warstwę na skórze, z racji czego jest raczej produktem na noc. Regularne stosowanie sprawia, że skóra jest napięta i dobrze nawilżona. Do tego ma cudowny  zapach pomarańczy.

Holika Holika, Żel aloesowy


Wielofunkcyjny produkt w nietuzinkowym opakowaniu przypominającym liść aloesu. W swoim składzie zawiera 99% ekstraktu z aloesu. Może być stosowany na twarz, ciało i włosy. Żelu używam głównie do twarzy, a latem na ciało po opalaniu. Wchłania się bardzo dobrze nie zostawia lepkiej warstwy. Lekko napina, wygładza i nawilża skórę. Jest naprawdę wydajny, wystarczy odrobina by pokryć całą twarz (więcej o nim pisałam tutaj).

Orientana, Naturalny krem pod oczy ze śluzem ślimaka


Naturalny krem pod oczy ze śluzem ślimaka zamknięty został w moim ulubionym pojemniku, typu airless. Bardzo lubię ten rodzaj opakowań, z uwagi na higienę i wygodę stosowania.  Kosmetyk ma postać lekkiego kremu. Mimo lekkiej konsystencji krem spełnia swoje zadanie i świetnie poradził sobie z moją już dość wymagającą strefą pod oczami (35+). Doskonale pielęgnuje skórę, nawilża i poprawia elastyczność. Regularnie stosowany  stymuluje krążenie, dzięki czemu cienie pod oczami stają się niej widoczne. Po kilku tygodniach można również dostrzec delikatne spłycenie linii mimicznych.  Krem pod oczy nie uczula, nie podrażnia oraz nie powoduje łzawienia.

L'Oreal Paris, Skin Expert, Czysta Glinka, Maska złuszczająco - wygładzająca


Maska ślicznie pachnie i przyjemnie się rozprowadza. Jest dosyć gęsta, ma drobinki w środku dzięki czemu mamy dodatkowy peeling. Wystarczy cienka warstwa aby pokryć całą twarz. Dosyć szybko zasycha, delikatnie ściągając skórę. Po zmyciu cera jest oczyszczona, pory wizualnie zwężone, a skóra jest bardziej elastyczna i pełna blasku. Do tego jest na prawdę miękka i gładka. Rzeczywiście jak obiecuje producent, produkt nie wysusza skóry. Po zmyciu nie odczuwam naciągniętej cery. Duży plus za wygodne i eleganckie opakowanie, które  zawiera ilość wystarczającą na ok 10-12 zastosowań. Obecnie mam już kolejną maseczkę z tej serii a  tą na pewno kupię ponownie.


Mincer Pharma, Vita C lnfusion, Nawilżająca mikrodermabrazja. Zastrzyk Energii dla Skóry nr 612.


Peeling mieści się w wygodnej tubce. Ma odpowiednią konsystencję. Pachnie rokitnikiem. Posiada sporą ilość drobinek, są one niewielkie, praktycznie niewyczuwalne pod palcami jednocześnie dość ostre. Trzeba z tym peelingiem uważać bo stosując go ma się na początku wrażenie, że 'on nic nie robi',  jest ono złudne i może prowadzić do podrażnienia skóry przy zbyt mocnym lub długim masowaniu. Skóra po peelingu staje się gładka,  świetnie oczyszczona a jednocześnie nawilżona. Po dłuższym stosowaniu lekko rozjaśnia przebarwienia. 

Evree Magic Rose, Różany tonik do twarzy


To już moje kolejne opakowanie tego kosmetyku. Tonik daje najlepsze ukojenie po umyciu twarzy, a także odświeżenie w ciągu dnia. Bezpośrednia aplikacja na twarz przyczynia się do bardziej wydajnego wnikania składników odżywczych w skórę. Odświeża skórę i nadaje makijażowi naturalne wykończenie. Formuła produktu składa się z wody różanej i kwasu hialuronowego. Woda różana tonizuje i przywraca naturalne pH. Wycisza zaczerwienienia. Wzmacnia naczynia krwionośne. Kwas hialuronowy zapewnia odpowiedni poziom nawilżenia i wygładzenie.

Stara Mydlarnia, Body Scrub Raspberry peeling żelowy


Jest to kolejny peeling tej firmy, który znalazł się u mnie w ulubieńcach roku. Cudownie pachnący malinami peeling, który do złudzenia przypomina konfiturę malinową. Peeling ma żelową konsystencję a w niej składniki ścierające takie jak: pestki malin, moreli oraz łupiny orzecha. Drobinki różnej wielkości, kanciaste, ostre. Jest ich sporo, nie rozpuszczają się i mają bardzo dobrą przyczepność, co pozwala na długi, porządny masaż antycellulitowy.  Skóra  po nim staje się jedwabiście gładka i oczyszczona. Jedyny minus to trochę niewygodne opakowanie, które szybko się brudzi.


EOS Balsam do Ust Coconut Milk Mleko Kokosowe


To już mój drugi Eos wcześniej miałam wersję Sweet Mint, która lekko mroziła usta, ale była równie dobra. Plusem tych balsamów jest dobry skład 95% organiczny, są bogate w masło shea, olejek jojoba oraz witaminę E. Balsam zapewnia  długotrwałe nawilżanie oraz widoczne wygładzenie, jest bardzo wydajny. Uwielbiam ich smak i zapach, są bardzo przyjemne w stosowaniu, choć z mocno spierzchniętymi ustami sobie nie poradzą.


EOS Balsam do suchych i bardzo suchych dłoni 
Vanilla Orchid

To również mój kolejny balsam do rąk z tej firmy i muszę przyznać, że ten jest najlepszy. Pachnie nieziemsko ciekawym połączeniem wanilii i  orchidei, często zdążało się, że jak się nim smarowałam koleżanki pytały "co tak ładnie pachnie". Do tego świetnie nawilża skórę rąk i pozostawią ją aksamitnie gładką. Jest to nie tylko świetny gadżet do torebki, ale naprawdę dobry balsam. Jak mi się skończy na pewno kupię ponownie właśnie tą wersję.

L'oreal Professinnel Absolut Repair Lipidium - maska regenerująca



Jest to najlepsza maska jaką miałam. Maska ma bardzo gęstą konsystencję i jest bardzo wydajna, takie opakowanie starcza mi na rok używania (jeden raz czasem dwa razy w tygodniu). Działanie maski widać od razu, już po pierwszym użyciu jest wrażenie zregenerowanych i zdrowych włosów. Wydają się grubsze i o wiele bardziej gęste, a przy tym nie puszą się tylko błyszczą. Oczywiście maska nie naprawi włosów  do stanu sprzed farbowania czy rozjaśniania, ale na pewno pomaga je porządnie odżywić, wygładzić i dociążyć. Włosy stają się miękkie, sypkie i bardziej podatne na stylizację.  Produkt nie obciąża, nie wysusza i nie skleja włosów. Polecam szczególne osobom z włosami zniszczonymi  farbowaniem i rozjaśnianiem. Jest to już moje kolejne (3 lub 4) zużyte opakowanie tej maski.

I to tyle jeśli chodzi o pielęgnację,tym razem starałam się mocno ograniczyć:)

Dajcie znać czy używałyście któregoś z tych produktów i jaki kosmetyk do pielęgnacji był Waszym nr 1 w ubiegłym roku?


sobota, 3 lutego 2018

ULUBIEŃCY ROKU 2017 - KOLORÓWKA

Cześć!

Dziś przychodzę do Was  z podsumowaniem minionego roku. Był to rok pełen ciekawych odkryć kosmetycznych, gdzie pojawiło się bardzo wiele nowości. Niestety blogowo, poprzedni rok  był mniej udany, z powodu remontu, przeprowadzki i  wynikającego z tego braku czasu pojawiło się mniej postów i nie o wszystkich kosmetykach godnych uwagi udało mi się napisać. Jednak postanowiłam nie przerywać prowadzenia bloga i pisać w miarę możliwości po prostu dla przyjemności. Zaczynamy dziś od ulubieńców kosmetyków do makijażu, bo one zdominowały poprzedni rok. Nadal też używam część kosmetyków, które pojawiły się w poprzednich ulubieńcach roku (tutaj), jednak podobnie jak rok temu zamierzam się głównie skupić  na  kosmetykach, które pokochałam  2017 roku. Zapraszam więc Was na przegląd ulubieńców roku z kolorówki i  ostrzegam nie będzie to krótki post, bo mam sporo do pokazania :)


1. Podkłady


Początek minionego roku zdominowały dwa podkłady, które znalazły się już w ulubienicach 2016 r., czyli Loreal True Match (pisałam o nim tutaj) i Catrice HD Liquid Coverage (pisałam o nim tutaj)Oba mają satynowe wykończenie i świetnie sprawdzają się do cery mieszanej, mają  dobre średnie krycie, które da się zbudować. Latem moim odkryciem był podkład Maybelline Fit Me! (pisałam o nim tutaj). Jest to lekki podkład  o satynowym wykończeniu, który daje lekkie krycie i ładnie niweluje widoczność porów. Świetnie się sprawdził latem, a także jesienią i zimą, kiedy moja cera nie wymagała większego krycia, a jedynie wyrównani koloru i zmatowienia. Jesienią odkryłam kolejną nowość, czyli podkład Eveline Cosmetics Liquid Control HD (pisałam o nim tutaj). Podkład bardzo przypomina mojego ulubieńca z Catrice, ale jest od niego lżejszy dzięki czemu bardziej przyjazny na co dzień. Ma również ładne satynowe wykończenie, lekką konsystencję i dobre średnie krycie.

2. Korektory



Moim ulubionym korektorem rozświetlającym jest Loreal Lumi Magique, ma wygodny aplikator z pędzelkiem, lekką konsystencję, nie wysusza i nie obciąża skóry pod oczami daje lekkie krycie i nawilża skórę. Idealnie mi się sprawdził latem, kiedy używałam lżejszych kosmetyków. Gdy potrzebowałam mocniejszego krycia i zakrycia niedoskonałości, wtedy świetnie sprawdził się korektor Lorigine Magnificent Coverage Concealer. Mam go w kolorze 02, który był idealnym odcieniem dla mnie latem. Korektor ma fajną kremową konsystencję, o wysokim stopniu krycia, dzięki zawartości kryjących pigmentów mineralnych. Świetnie się sprawdza do zakrywania niedoskonałości, a także pod oczy. Jedyny minus to niewygodny i mało higieniczny słoiczek. Jesienią odkryłam kolejnego ulubieńca jakim jest korektor Maybelline Instant Anti-Age The Eraser Eye. Jest on lekki ale dobrze kryjący, nie wchodzi w zmarszczki i nie ciemnieje na skórze, ma wygodny gąbkowy aplikator. Jedyny minus to kolor (mam odcień Light), który jest obecnie trochę za ciemny. Jednak ostatnio znalazłam na to sposób i łączę go z innym jasnym korektorem (choć pewnie latem ten kolor będzie idealny). 

3. Pudry sypkie i w kamieniu


Kolejny rok ulubionym pudrem sypkim, który idealnie stapia się ze skórą, pięknie ją wygładza i utrwala makijaż jest Loose Powder Translucent Provoke Dr Irena Eris. Puder jest bardzo miałki, świetnie zmielony do tego zawiera wyciąg z aloesu, który ma działanie pielęgnacyjne. Używam go głównie pod oczy, gdzie pięknie utrwala korektor, a jednocześnie nie wysusza mi tej okolicy (recenzja tutaj). Również świetnym pudrem i do tego niedrogim jest Wibo Banana Loose Powder, używam go głównie pod oczy bo jest bardzo lekki i półtransparentny, do tego jego żółty kolor świetnie poprawia kolorystykę cery i wspomaga działanie korektora. Do zmatowienia strefy T używam sypkiego pudru Lorigine Be Perfect HD Mineral Powder, który jest najlepszym matującym pudrem jaki miałam. Świetnie matuje na cały dzień, a jednocześnie nie daje efektu płaskiego matu na skórze. Jest biały ale jest niewidoczny na skórze i pięknie rozprasza światło dając efekt wygładzenia skóry.  Ulubionym pudrem w kamieniu jest Revlon Photoready zawiera mikroskopijne drobinki, które mają zapewnić skórze idealny wygląd w każdym oświetleniu i rzeczywiście tak się dzieje, do tego całkiem dobrze matowi skórę. Drobinki jakby delikatnie rozpraszają światło sprawiając, że puder nie daje płaskiego matu tylko naturalny wygląd zdrowej skóry. Puder wygląda bardzo naturalnie i lekko, a drobinki są na skórze niewidoczne, ale robią swoje. 


4. Bronzery i palety do konturowania


W minionym roku do brązowienia i konturowania najczęściej używałam czekoladek ;). Pierwsza to paletka I Heart Makeup Bronze and Glow. Zawiera ładny bronzer w odcieniu neutralnego jasnego brązu o matowym, aksamitnym wykończeniu. Tonacja jest doskonale wyważona, pozbawiona nadmiernej szarości, czy też pomarańczowych barw, dzięki czemu świetnie nadaje się do konturowania. Rozświetlacz jest perłowym, utrzymanym w ciepłej tonacji, złoto-szampańskim odcieniem. Druga to czekoladka z Wibo Milky Chocolate, również z ładnym matowym bronzerem, o odrobinę ciemniejszej i cieplejszej tonacji. Odkryciem końca roku jest Contouring Palette, My Secret.  Paletka zawiera bronzer w idealnym chłodnym kolorze, oraz jasny bardzo dobrze napigmentowany puder do rozjaśniania. 


5 . Róże do policzków


Poprzedni rok zdominował róż Dr Irena Eris, Provoke Rosette for Eye & Cheek. Róż ma bardzo ładny różowo-brzoskwiniowy kolor, o ładnym satynowym wykończeniu. Świetnie wygląda i latem i zimą, dobrze się rozciera nie robi plam, jest bardzo wydajny. Uzupełnieniem kolorystycznym do niego były dwa kolejne róże. Moje małe odkrycie, niedrogi i świetny róż firmy Verona, Miss Butterfly nr 5 Romantic. Ma on nieco chłodniejszy odcień lekko zgaszonego różu i satynowe wykończenie. Jesienią bardzo polubiłam się z różem w sztyfcie Eveline Cosmetics, Blush Full HD 16 H w kolorze 03, który ma odcień różu zmieszanego z brązem, bardzo ładny nude. Róż w sztyfcie mimo moich obaw okazał się bardzo prosty w nakładaniu i rozcieraniu. Jest to produkt bardzo wydajny, a na twarzy wygląda bardzo naturalnie, jest niewyczuwalny, nie klei się dobrze się łączy z podkładem.
Od lewej róże: Dr Irena Eris, Verona, Eveline Cosmetics

6. Rozświetlacze


Rozświetlacze to kosmetyki, do których jak każda sroka mam słabość, mam ich sporo w swoich zbiorach i co rok też przybywa kolejny ulubieniec. Tym razem będą to 3 rozświetlacze, które najczęściej używałam. Pierwszy, który jest ze mną już od wiosny i używałam go również całe lato, to Skin Kiss od Makeup Revolution w odcieniu Peach Kiss. Rozświetlacz najpierw zachwycił mnie niezwykle eleganckimi opakowaniem z lusterkiem. Potem okazało się ,że zawartość jest równie ciekawa. Wewnątrz kryje się idealnie napigmentowany, aksamitny rozświetlacz, w pięknej różowo-brzoskwiniowej tonacji. Rozświetlacz pięknie odbija światło i tworzy idealnie gładki efekt tafli bez brokatowych drobinek, do tego jest niedrogi a jego gramatura (aż 14 g) wystarczy na dobre kilka lat. Jesienią do ulubieńców dołączył kolejny z uwielbianych przeze mnie rozświetliwszy My Secret, Disco Ball, jest on w nieco chłodniejszej tonacji i również daje piękny mocny blask i śliczną taflę. Kolejnym odkryciem był pierwszy rozświetlacz z firmy Wet n Wild, Megaglo Highlighting Poweder, nr E321B Precious Petals. Rozświetlacz przyciągną mnie swoim pięknym wytłaczanym wzorem i niską ceną. Nie spodziewałam się, że okaże się tak dobry. Daje cudną szampańsko-złotą taflę bez brokatowych drobinek o dość mocnym blasku, który można stopniować. 

Od lewej rozświetlacze: Wet n Wild, Makeup Revolution, My Secret
7. Palety z cieniami do oczu


Poprzedni rok był owocny w odkryciu wielu nowych firm z paletami cieni do powiek. Największym moim odkryciem była firma Glam Shop i ich paletka  Glam Box Edycja II Strefa Komfortu, którą im dłużej używałam tym bardziej byłam nią zachwycona, mimo iż na początku nie byłam do niej przekonana (o paletce pisałam tutaj). Nadal  bardzo lubię palety Zoeva i końcówka roku należała do palety Zoeva Opulence. Paleta zawiera głółwnie błyszczące cienie, które są świetnie napigmentowane i stanowią uzupełnienie do moich innych palet.

Kolejną nową firmą w mojej kosmetyczce była firma The Balm i paleta The Balm Appetit. Paletka zachwyca swoim wyglądem jak również jakością i pigmentacją cieni. Są tu świetnie dobrane chłodne odcienie, oraz dla kontrastu jeden ciepły piękny rudawo-miedziany. Cienie świetnie się blendują i ze sobą łączą, nie osypują się a praca z nimi to prawdziwa przyjemność (pisałam o niej w ulubieńcach września tutaj). Paletką którą najczęściej używałam latem i zabierałam na wszystkie letnie wyjazdy była My Secret Natural Beauty, Magical Girl. Paletka ma piękne 3 kolory,  różowo-brzoskwiniowy odcień, pomarańczowe złoto oraz duochromową biel, która posiada w sobie liliowe i błękitne pigmenty. Wszystkie trzy cienie mają świetną pigmentację, są trwałe i nie osypują się przy aplikacji (wspominałam o niej w ulubieńcach maja i czerwca tutaj)


8. Cienie pojedyncze, pigmenty

Z pojedynczych cieni moimi ulubieńcami są cienie Glam Shadows i My Secret, Glam &Shine. Cienie te mają piękne kolory i świetną pigmentację i sądzę, że na tym moja kolekcja się nie skończy. O cieniach Glam&Shine pisałam w ostatnich ulubieńcach (tutaj).


O cieniach Glam Shadows pisałam tutaj, choć od tamtej pory doszły mi kolejne cienie, wszystkie przedstawiam poniżej.


Jeśli chodzi o pigmenty, to pod koniec roku doszły mi 3, które zrobiły niezłą konkurencję moim ulubionym pigmentom z Inglota i są to 2 pigmenty Glam Shadows Venus 0302 i Konfetti 0519. Venus to biały pigment opalizujący na złoto z lekką domieszką różu.  Konfetti to piękny pigment błyszczący milionami kolorów.  

Trzeci to pigment Kobo Professional nr 607 Ruby With Blue Sparks. Pigment ten to multichrom, mamy tutaj fuksję z niebieskimi drobinkami. Kolor w zależności od światła daje inny odcień,  istny kameleon.

Od lewej : Venus, Konfetti, Ruby With Blue Sparks.

9. Produkty do brwi



Głównym ulubieńcem jest Wibo, Eyebrow Pomade nr 1 Soft Brown, ma świetną konsystencję i ładny chłodny kolor. Można nią bardzo łatwo wyrysować brwi, a do tego jest w przystępnej cenie. Kolejny rok moim ulubieńcem jest Lovely, Brow Gel Creator, ma ładny odcień, nie jest za rzadki i dobrze utrwala włoski. Z kredek do brwi ulubioną  została Wibo 2 in 1 Eeybrow System, która z jednej strony ma wysuwaną kredkę nadającą kształt brwiom a z drugiej wypełniający puder w gąbeczce.

10. Tusz do rzęs



Moimi ulubionymi od lat tuszami są tusze marki Maybeline, w szcególności  Lash Sensational, w tym roku jest to wersja Locious With Oil Blend, oraz z innej serii The Falsies Push Up Drama. Oba mają silikonowe szczoteczki, które lubię najbardziej i świetnie wydłużają i pogrubiają rzęsy.

11. Pomadki do ust


Pomadki to kosmetyki, których mam najwięcej, ciężko wybrać tylko kilka które lubię najbardziej.  Głównie rządzą u mnie pomadki nude w odcieniach zgaszonego różu i z domieszką brązu. Postanowiłam podzielić je kategorie.

  • Pomadki matowe płynne

Ingrid Cosmetics Liquid Lipstick Matte  nr 102, lekka matowa pomadka w pięknym odcieniu zgaszonego różu, nie wysusza ust, trzyma się  kilka godzin.
Deborah Milano Fluid Velvet Mat Lipstick nr 02, również ma odcień zgaszonego różu choć nieco ciemniejszy. Pomadka ma formę przyjemnego musu, który nie wysusza ust, po zastygnięciu lekko ciemnieje. Jest długotrwała i mocno kryjąca i  świetnie się trzyma cały dzień ( bez jedzenia).
Lovely K-lips, Candy Shop, świetna matowa pomadka w duecie z konturówką. Kolor Candy Shop to mój kolejny ulubieniec z tej firmy, ładny odcień nude w cieplejszym odcieniu.

Od lewej: Ingrid, Lovely, Deborah
  • Pomadki w kredce
Golden Rose Matte Lipsick Crayon nr 13, to kolejna pomadka w kredce z tej firmy. Bardzo je lubię za ładne kolory, przyjemną konsystencję i wygodną aplikację. Kolor nr 13 to piękny nudziak.
Bell Perfect Lipstick nr 01, to piękna wykręcana  matowa pomadka w kredce. Dobrze się trzyma na ustach i ma również piękny, nieco chłodniejszy i bardziej zgaszony od poprzedniej odcień nude.

Od lewej: Bell, Golden Rose

  • Klasyczne pomadki 

Deborah Milano Rossetto Atomic Red Mat nr 17, to również matowa pomadka w odcieniu jesnego lekko chłodnego nude, bardzo przyjemna na ustach, nie wysusza ich.
Lovely Mousse Matte Lip Stick nr 3, matowa pomadka o lekkiej konsytencji, również w odcieniu nude, nieco cieplejszego.
Loreal Color Riche Matte nr 640 Erotique, matowa pomadka o bardzo lekkiej i niewyczuwalnej na ustach konsytetncji, w odcieniu trochę cieplejszego i ciemniejszego nude. 

Od lewej : Deborah, Lovely, Loreal.

Trochę się tych kosmetyków  nazbierało, choć starałam się wybrać tylko te produkty, które najczęściej i najchętniej używałam i nadal używam.

Dajcie znać jaki jest Wasz ulubiony kosmetyk z kolorówki z tamtego roku i czy któryś z moich ulubieńców sprawdził się też u Was. 

Pozdrawiam:)


PS. Zapraszam na mój Instagram tam na bieżąco pokazuję nowości kosmetyczne i nie tylko  @amaliowo_kolorowo